poniedziałek, 14 września 2015

Dzień 27 Villadangos del Páramo....Santiago



Dzień upłyną mi tak, jakbym jechał po stole, do puki nie pojawi się duuuże miasto. Wiecie każde takie "dupne" miasto europejskie jest otoczone pajęczyną dróg obwodowych, głównych, przelotowych... powoduje to ze taki piechór czy rowerzysta szuka wyjazdu i wyjścia z tej pajęczyny. No i traci momentami cierpliwość.
Dziś przedzierałem sie miedzy płotami, rowami, barierkami, wypatrując żółtej strzałki - bo tak dobrzy ludzie oznaczyli jak uciec z pajęczyny by dojść/chać do celu, który już już za 350 km. 
Jeszcze tylko jedno pasmo hiszpańskich gór.  

Dziś też spotkałem dwie Polki, dwie siostry zakonne Bernadettę i Agnieszkę, które wyruszyły z Lourdes do Santiago, wiecie to ogromna radość porozmawiać tak po polsku, bo od niemieckiego Renu nikogo z polskimi korzeniami nie spotkałem. 

Szukałem też sklepu w miasteczku wielkości Tczew, wjeżdżam do centrom a tam... kramy kramiki, ciuchy, zabawki, wyroby regionalne, warzywa, no cuda cudeńka. 
Normalnie miałem dzis jarmark dominoHiszpana :)
Pożegnałem też moją silikonową nakładkę na siodełko, wystawiła mi język silikonowy odmawiając tym samym dalszej współpracy.  

Jedne z ostatnich zdjęć to moja sypialnia :) na dziś. 
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz