Jadę ja sobie o jade, a tu całkiem czysta woda płynie i Ren sie nazywa! No to myk do kąpieli.
Tu też spotkałem dwóch polaków, którzy wykopali wspaniale mieniący się kamień. Ciekawe czy udało się im określić co to za minerał, a może okazało się że to drogocenny kamień i dziś już realizują swoje marzenia :)
Jadę dalej, a tu saaaaame winnice, gdzie by oko nie spojrzało wszędzie "one".
Miałem plan na nocleg w dużej miejscowości na polu namiotowym. Gdy wjechałem do niej okazało się że jest jedynie "Kemping plac" wyasfaltowany w centrum, beż możliwości wbicia śledzia od namiotu. No to patrzę w mapę że za dwadzieścia kilometrów będzie pole namiotowe!
Co mi pozostało, jadę dalej .. ( tak się bije rekord dziennego przejazdu powyżej 150 km) ..jadę i zatapiam się drogą w winnice, ale tak się zatopiłem że pogubiłem. Nie żałuje, bo było pięknie, choć czułem już własne nogi :)
gdy odszukałem drogę wjechałem do pięknego miasteczka.
Do celu dotarłem około 22.45
Obsługa pola namiotowego powoli dopijała kolejne piwo i ze zdziwieniem powitała mnie o tej pięknej godzinie. Wskazali miejsce biwaku i udali się do domu.
Ja postawiłem czerwony domek i zasnąłem.
I wiecie co?
Czas na buteleczkę wina reńskiego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz